Picture
7 marca 2012 roku jest kolejnym dniem, który zapisał się na kartach historii nowych technologii. Chodzi dokładnie o premierę nowego tabletu od Apple - iPada nowej generacji, który od zeszłorocznej premiery drugiej wersji nie traci na popularności. Tym samym sposobem naszła mnie refleksja na polski odpowiednik wykorzystania nowych technologii w edukacji. Jeszcze tak z niespełna dwa lata temu część posłów zasiadająca dziś na najlepszych miejscach w Sejmie bardzo optymistycznie wyrażała się na temat wprowadzenia tego urządzenia do polskich szkół. Wychwalano jego pozytywy, możliwości, oczywiście przy jednoczesnym upowszechnieniu darmowego Internetu i oprogramowania. Głównie w celach edukacyjnych dla uczniów i studentów. Jak to u nas już bywa - na obietnicach się skończyło. Owszem, tablety do Polski zamówiono, ale trafiły one w ręce... posłów. Najdroższej generacji iPady nie trafią do uczniów, ponieważ z powodów oszczędnościowych i informacyjnych bardziej potrzebują ich polscy posłowie. Bardzo ochoczo na ten temat wypowiadał się sam wicepremier Waldemar Pawlak, który projekt ten uważa za pro-środowiskowy i wygodny. Podobnie zresztą wypowiadał się rok wcześniej, gdy pytany o reformę stwierdzał, że priorytetem nowego rządu jest wspieranie i kierowanie polskiej edukacji na wyższy poziom.
Dla porównania warto napisać, że w krajach zachodnich tablety i laptopy już na trwałe zapisały się w tamtejszym szkolnictwie, śmiało przy tym propagowane przez rząd, który potrzeby edukacji stawia wyżej nad wygodę i utrzymywanie biurokratycznego światka.
A jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Czy wolicie tradycyjne środki zapisu zajęć, czy jednak lepiej byłoby korzystać z cyfrowych narzędzi?